Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kołowrotek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kołowrotek. Pokaż wszystkie posty

25 czerwca 2013

Szpulki na zamówienie

W ubiegłym tygodniu zamówiłam u stolarza szpulki do mojego Frankensteina. Wczoraj miałam je już do odbioru. Wyglądałam je jeszcze w pracowni,, wszystko było pięknie. Przymierzyłam je jeszcze do wrzeciona, po małych poprawkach szpule dobrze obracały się bez większego oporu.

Problem zaczął się w domu. Dopiero przy próbie założenia na kołowrotek okazało się, że zarówno po jednej jak i drugiej stronie stolarz dodał kilka milimetrów i już nie da się na nich nic zrobić. Teraz zostaje iść na poprawki...


27 sierpnia 2012

Żywa wełna, czyli przędza prosto z królika

Ile to You Tube wnosi człowiekowi do życia... 

 

Jak dotąd nie pomyślałam o tym, aby prząść wełnę prosto z królika, ale może czas aby to wypróbować. W końcu to sama przyjemność siedzieć z ciepłym zwierzakiem na kolanach. Pytanie tylko co na to moje uszate panie. 


Tymczasem jesteśmy jeszcze między strzyżami i musimy poczekać jeszcze kilka tygodni, aż cokolwiek uda się sprząść z nowej wełny.

16 sierpnia 2012

Panorama Kultur czyli o tym jak to trafiłam do skansenu

zdjęcia kradzone z szymbark.info
O mało co nie zapomniałam napisać o tym co przytrafiło mi się jeszcze w lipcu. Jakoś tak się wszystko zagmatwało, że ledwo wróciłam z susłowej inwentaryzacji w Kamieniu Śląskim, a już siedziałam przy kołowrotku w Skansenie Wsi Pogórzańskiej w Szymbarku  jako okaz odtwarzania ginącego zawodu ;) W czasie imprezy sprzędłam część z wełny z poprzedniego postu.
Co prawda nie jestem prządka tradycyjna wyuczoną przez inne starsze prządki tylko prządką internetową do tego z kołowrotkiem innym niż te nasze, ale i tak byłam atrakcją. Chociaż udało mi się mieć pogórzański, pożyczany z gorlickiego zespołu Pogórzanie, z wyjątkiem fartuszka, mniej naszego, bo haftowanego richelieu :) 
Dawniej Pogórzanie zajmowali się głównie lnem. Teraz len jest już praktycznie nie uprawiany w moich stronach, ale ślady dawnego zajęcia ludzi pozostały nawet w nazewnictwie niektórych miejscowości. 
Dziadek wspominał mi o czasach II wojny światowej, kiedy to przy domach uprawiano i obrabiano len, bo nie można było kupić ubrań. Z jego wspomnień nie dało się odsiać nic na temat przetwarzania wełny. Praktycznie wszystkie sprzęty, które pamięta służyły do obróbki lnu, a nie wełny. To może wynikać z tego, że ludzie byli tu trochę podzieleni. Mieszkający niżej Pogórzanie mieli len, a żyjący bardziej na południe w Beskidzie Niskim Łemkowie hodowli owce. U nas przędzenie wełny było rzadziej spotykane, częściej ludzie wspominają moczącego się lnu. Do przygotowywania przędzy używano tak zwanej prządki czyli urządzenia podobnego do wrzeciona, ale bardziej usprawnionego, dopiero dwojenie nici odbywało się za pomocą kołowrotka.
szymbark.info



10 sierpnia 2012

Wełna z Górki Sokolskiej

Wyszło tego ostatnio 300 gram. Jest to tylko część z wełny, z którą zmagałam się prawie od roku, bo ciągle nie wystarczało czasu. Najbardziej męczyło mnie w niej przeczesywanie na psich szczotkach. 
Wełna została sprzędziona ze strzyży, którą dostałam od ciotki posiadającą już od wielu lat owczarnię na Górce Sokolskiej. 
Przędzy nie skręcałam w 2 ply ponieważ taką zażyczyła sobie moja mama, a co z tego będzie dopiero się okaże.
Teraz będę już musiała wybrać się do gręplarni w Nowym Sączu, bo nie jestem w stanie przeczesać ręcznie nowej wełny z 10 owiec.


03 maja 2012

merynos z angorą i spółka

Mnie też naszło na kolorowe wiosenne wyzwanie na Prząśniczce.
To co z tego wyszło widać poniżej...
Kiedyś będąc w sklepie z czesankami bardzo naszukałam się ładnych, żywych kolorów. Pomijając wszelkie odcienie brązu, ciemnych zieleni, niebieskości i innych zgaszonych kolorów prawie nic nie było. Całe szczęście, że znalazła się jasno zielona czesanka z merynosa i trochę różowej. Jak to u mnie nie mogło też zabraknąć prób z angora.
W tym co ukręciłam najbardziej podobają mi się te fragmenty, w których angora nie była dokładnie wymieszana z merynosem. Wyszło jak wyszło, ale ja jestem nawet z tego zadowolona.
Niestety ciężko idzie mi się zabrać za druty, dlatego weszłam w spółkę z moją mamą. Zapowiada się na dłuższą współpracę zwłaszcza, że chyba znalazłam gręplarnie, do której będę mogła zawieźć parę worów wełny od owiec mojego wujka.

05 marca 2012


Dawno nie pisałam, ale to przez okropne zimowe rozleniwienie. Zima jakoś tak zleciała mi bardzo szybko, a to za sprawą spędzania ogromnych ilości czasu na poprawkach tekstu pracy w ciepłym pokoju zamiast na przemrażaniu się na zewnątrz. W końcu przestałam orientować się jaki jest dzień tygodnia, ale nie tęskniłam za odmierzaniem czasu. Miałam co robić i czym się bawić. Jeszcze w styczniu dotarła do mnie przesyłka z kupionym kołowrotkiem. Zanim przyszło mi zmierzyć się z jego rozgryzieniem minęło trochę czasu.
Nowy nabytek był w dosyć dobrym stanie wizualnym, ale wymagał niewielkich napraw oraz usprawnień. Mój zakup ma 30 lat, więc nie jest źle.Widać też, że kołowrotek posmakował jakiemuś szczeniakowi, ale mniejsza o to ;)
Na początek należało zająć się sklejeniem niewielkiego pęknięcia. Przyszła też pora na mocowanie pedała do napędu, nie wygląda szczególnie dobrze, ale działa ;) Na razie kołowrotek chodzi na sznurówce, chociaż to rozwiązanie tymczasowe do pierwszych prób.
Oczywiście rozpoczęłam z angorą, na zdjęciu powyżej czarna angora na mniej puchato. U tej odmiany barwnej wychodzą bardzo ciekawe cieniowania. Wierzchołki włosów są ciemniejsze niż ich część przy skórze.
To jak się przędzie zależy w dużym stopniu od długości wełny i tego jak była pozyskana. Próbowałam już strzyc, skubać i wyczesywać, ale o tym innym razem. Najlepiej przędzie się wełna skubana, jednak chcąc nie chcąc ma się też wełnę czesaną. Nie obejdzie się też bez strzyżenia minimum 2 razy w roku.

Wrzeciono zostaje mi na czas zajęcia rąk kiedy jestem daleko od domu.