29 grudnia 2013

Angory, alpaki i merynosy

Ostatnimi czasy z braku innego zajęcia sporo przędę. Wykańczam domowe zapasy wełny i przynoszę, piorę nowe runo. Dobrałam się też do roladek z pięknego runa alpaki, przedmiotu mojej letniej wymiany za króliczą wełnę. Co do tej alpaki miałam już wiele planów, które zmieniały mi się za każdym spojrzeniem do pudełka. Skończyło się niezbyt wymyślnie, a zwyczajnie czapkowo.


Co do tej alpaki miałam już wiele planów, które zmieniały mi się za każdym spojrzeniem do pudełka. Skończyło się niezbyt wymyślnie, a zwyczajnie czapkowo. Nie na jedną, a na dwie czapki.

angora z merynosem
W ramach sprzątania resztek przeróżnych dopadłam angorę przędzoną na wrzecionie jeszcze z moich początków przędzenia, więc strasznie nierówną, ale w tym jej urok. Singiel z czystej angory zdwoiłam z resztką angory z szarym merynosem. Resztki połączyły się idealnie, zostało mi jakieś 15-20cm angory z merynosem.


Do tego wszystkiego wykańczam po trochę planowe pół kilograma angory z cieniutkim merynosem. Im bliżej końca tym bardziej chciałabym robić już coś innego. Już niedługo czeka mnie runo z drugiej strzyży czarnego baranka o dziwo bardzo delikatne i miękkie. Nie mogę się doczekać tej strzyży, ale dostanę ją już po Nowym Roku...

18 grudnia 2013

Drugie i trzecie podejście do farbowania jagodami ligustru (Ligustrum vulgare L.)

W drugiej próbie podobnie jak w pierwszej wyszła zieleń, czyli absolutnie nie to czego chciałam... jednak w ciekawszym odcieniu. Wełna nie nabrała już tak żółtawej barwy jak poprzednio. 


Tym razem nie bejcowałam wełny w ałunie, była po prostu wrzucona do roztworu barwiącego po wcześniejszym namoczeniu w wodzie. Za sprawą tego co wyczytałam na jednej ze stron o barwnikach naturalnych do roztworu dodałam mieszanki ałunu i soli kuchennej w równych proporcjach. 


Kolejne podejście do barwienia było kilka godzin temu. Tym razem użyłam "kompotu" z jagód ligustru z dodatkiem ałunu i soli (1:4). Wszystkie kawałeczki wełny, które farbowałam w tym roztworze w różnym czasie, po płukaniu przybrały barwę brudnego różu. Jedna z nich zabarwiła się tak jak widać niżej.


Z czasem w miarę wysychania róż stawał się mniej widoczny i bielał. Ostatecznie miejsca te są bledsze, barwy niebiesko-szarej. W jednym z końców złapał kolor atramentowy, właśnie taki jaki chciałabym uzyskać.
Teraz zostaje jeszcze sprawa tych bladych plam. Prawdopodobnie są to konsekwencje szybkiego przygotowania wełny, czyli po prostu niedobrania tłuszczu. Tak czy inaczej eksperyment udany i mobilizujący do dalszego próbowania ;)

03 grudnia 2013

Naiwność, czyli farbowanie jagodami ligustru (Ligustrum vulgare L.)

No tak, naiwność, bo jak inaczej nazwać to co zrobiłam. No tak, owszem ligustr daje ładny kolor w garnku, ale gdyby jeszcze ten kolorek chciał zostać na przędzy...
Mimo wszystko miałam nadzieję na bardziej jagodowy kolor chociaż trochę podobny do tego co daje np. dziki bez, a tu wyszło co wyszło... czyli jakiś seledyn.

13 lipca 2013

Niekończąca się opowieść, czyli angora z jedwabiem

Jakieś dwa tygodnie temu w ramach wypróbowywania nowych szpulek rozpoczęłam przędzenie czegoś co zalegało mi już ponad pół roku, czyli czesanka jedwabna zamówiona u E-wełenki.
Pomysł na przędzenie angory z jedwabiem siedział mi w głowie od dawna. Z jednej strony chciałam białą angorę, a z drugiej nie mogłam się oprzeć widokowi czerwonej satynowej. Kompromisem stało się podzielenie czesanki na połowę i sprzędzenie jednej części z satynową, a drugiej z białą. Przędza jest mniej puszysta niż u Bellowieczki, ale też nie taka jak na blogu Jobo Designs.
Włóknodajami do tego przedsięwzięcia stały się ostatnio strzyżone Satynka i Morawka. Satynka niestety zaczęła mi się brzydko kołtunić, a ja nie zdążyłam o nią należycie zadbać po ostatniej strzyży (ciągłe kursowanie dom->Kraków->dom->Kraków). Strzyża, którą od niej uzyskałam i wykorzystałam do mieszania na pewno nie jest pierwszej jakości. Jest miejscami zbita i część nadawała się do wyrzucenia.
Znacznie lepsze włókno uzyskałam od Morawki, która miała od ostatniej strzyży trochę przejść. Wiosną urodziła nam młode, później trochę się pochorowała i kilkanaście dni była na lekach.
Przędzenie rozpoczęłam od czerwonej satynowej, trwało to wieki ze wszystkimi moimi przerywnikami typu chowanie siana do stodoły dla uszastych, remont, sprzątanie w ogrodzie i zbieranie ziółek do zimowych zapasów. Pomimo tego jaka była ta strzyża to przędło się dość przyjemnie, włókno z angory czerwonej satynowej nie ma jednolitej barwy lecz przechodzi w kilka odcieni jaśniejszych i ciemniejszych.
Teraz szpulka z satynową została odłożona na bok, a na wrzecionie kręci się teraz biała angora z jedwabiem. Pewnie i to będzie się kręcić całe wieki, a przynajmniej jeszcze kilka dni. Biel jest bardziej monotonna, ale trochę łatwiejsza do przędzenia niż czerwona.
Po skończeniu białej zostanie już tylko połączenie jej z czerwoną, a później mogę oddać ją dalej do przerobienia na coś ciekawego, a pomysł już jest :) Nie wiem tylko kiedy uda się to skończyć

25 czerwca 2013

Szpulki na zamówienie

W ubiegłym tygodniu zamówiłam u stolarza szpulki do mojego Frankensteina. Wczoraj miałam je już do odbioru. Wyglądałam je jeszcze w pracowni,, wszystko było pięknie. Przymierzyłam je jeszcze do wrzeciona, po małych poprawkach szpule dobrze obracały się bez większego oporu.

Problem zaczął się w domu. Dopiero przy próbie założenia na kołowrotek okazało się, że zarówno po jednej jak i drugiej stronie stolarz dodał kilka milimetrów i już nie da się na nich nic zrobić. Teraz zostaje iść na poprawki...


19 stycznia 2013

Chociaż nie widać tego zbytnio po tym blogu, to nadal funkcjonuje. Od jesieni dosyć mocno absorbują mnie sprawy uczelniane i mam niewiele czasu na cokolwiek innego. Jeśli już mam chwile, którą można określić mianem wolnego czasu poświęcam ją uszatym, a szczególnie kudłatym bestiom. Jest i inna Kudłata Bestyja na dwóch nogach, dla której pozostają resztki czasu nie pożarte przez króliki i wszystko co w jakikolwiek sposób jest z nimi związane.
Coś tam sobie przędę, ale mało. Mam między innymi uprzędzione ok 400 m czystej angory (80 g), ale o tym może innym razem. Jeśli tylko będę miała czas dorobię jej jeszcze, bo jest na prawdę cudowna, niestety to nie przekłada się na jej szczególną trwałość, ale próbuje jeszcze nieco dziwacznie obejść jej nietrwałość, zobaczymy co z tego będzie...
Jesienią zrobił się przy współpracy z moją mamą szalik z żółtej wełenki (owca pogórza i angora) barwiona wszystkim co tylko udało się zerwać, a kwitło na żółto. Teraz szalik grzeje i cieszy.
bo barwieniu
Z niektórymi sprawami jestem w lesie i brakuje mi czasu na zebranie się do czegokolwiek dotyczy to między innymi pracy magisterskiej... tak to będzie koniec studiowania!
moje magisterskie (chociaż, nie wymarzone) zwierzaki