01 stycznia 2010

Nowy rok i bordo

Nowy rok i jakoś tak nudno leniwie, a jednak tego rozleniwionego czasu czasu trochę szkoda. Co prawda jest co robić, bo trzeba się uczyć. Muszę też pisać o zestresowanych królikach, sama już nie wiem co pisać. Boje się pisania o wpływie oksytocyny i kortyzolu, bo nie mogę znaleźć sensownych publikacji, a tego nie da się wywnioskować z własnych obserwacji. Gdybym pisała coś prostszego już dawno praca byłaby skończona, ja nie miałabym dylematów tylko święty spokój.
Dzisiaj znowu będzie akcja szycie. Jest kilka rzeczy do zrobienia. Strasznie żałuje, ze nie mam odpowiednich guzików do nowego bordowego twora.
Jakiś rok temu dopadłyśmy fajny, ale długi płaszcz z bordowego flauszu. Kilka tygodni temu dostało mu się brutalnie nożyczkami po długości i jest teraz mniej więcej do bioder. Przez skrócenie został też pozbawiony kieszeni, no ale mówi się trudno i tnie się dalej;) Teraz zastanawiam się jak to wszystko wykończyć są takie opcje:
1. Skrócić rękawy na długość 3/4 i zwęzić w talii.
2. Przedłużyć trochę rękawy robiąc wywinięte mankiety;
wariant A) spiąć mankiety i użyć do tego pozostałych po skracaniu guzików
- zrobić szamerowania czarną pasmanterią
(coś na węgierskich huzarów lub alpejskie haftowane gorsety)
wariant B) wymienić guziki na ozdobne metalowe,
niestety puki co guzików brak,
bo te które mam są zbyt drobne do takiego użycia.

Jak zwykle trudno zdecydować się na coś konkretnego, ale kończę pisanie. Trzeba się za coś zabrać.