Trochę późno, ale puki jeszcze się da trzeba wykorzystać wrześniową pogodę. Przyszło mi się zmagać z kolejnym workiem wełny, tym razem widać, że pochodzi z młodszych owiec. Jest na tyle delikatna, że może użyję jej do mieszania z angorą. Ostatnimi czasy mieszałam angorę z merynosem 19 mikronów, ale chyba czas spróbować z miejscową wełną. Wełna jak zwykle ma w sobie nieco pastwiska, ale taki jej urok. Grunt, że nie dopadła mnie przy niej czarna rozpacz w czasie wybierania ździebełek przeróżnych traw i gałązek jeżyn rosnących przy pastwisku od strony lasu.
13 września 2012
10 września 2012
czeska wyprawa
samiczka rasy angora satynowa czerwona |
W ten weekend przyszło mi wybrać się po coś na co od dłuższego czasu miałam ochotę. W końcu udało mi się zdobyć angorę satynową czerwoną. Od przywiezionej samiczki nie mogę oderwać wzroku jest tak piękna. Na drugim blogu postaram się przybliżyć trochę co to za cudo ta angora satynowa i pisać moje inne nowe włochate nabytki.
samczyk rasy angora biała czerwonooka |
Królika już mam, ale do strzyży wypróbowania nowej wełny jeszcze trochę muszę poczekać. To jest najważniejsze, że króliki są z prządkowych hodowli. Panie chętnie dzieliły się ze spostrzeżeniami na temat wełny, niestety do domu trzeba było wracać, więc nie było dużo czasu na dyskusję. Pani Jana od razy pytała mnie o kołowrotek, niestety z moim nie mam co się pochwalić przy jej Ashfordzie. Jednak chyba ucieszyła się, że strzyża z królików nie pójdzie na zmarnowanie ;)
Wełna satynowa wygląda bardzo kusząco, zwłaszcza z czerwonych królików, choć jestem ciekawa również białej. Teraz jestem przeszczęśliwą posiadaczką czerwonej. W listopadzie zasiądę z nią pewnie jak Goloum z pierścieniem i będę mieć mord w oczach jeśli ktokolwiek mi przeszkodzi. Zanim trafiłam od austriacką granice zachwyciło mnie to i to wykonane właśnie z wełny królików satynowych czerwonych. Co prawda nie mam jedwabiu, ale może i z nim spróbuję. Co prawda nie mam takich umiejętności jak autorka bloga Jobo Desinges ale dla takiego czegoś warto się uczyć i starać.
06 września 2012
27 sierpnia 2012
Żywa wełna, czyli przędza prosto z królika
Ile to You
Tube wnosi człowiekowi do życia...
Jak dotąd nie pomyślałam o tym, aby
prząść wełnę prosto z królika, ale może czas aby to wypróbować. W końcu to sama przyjemność siedzieć z ciepłym zwierzakiem na kolanach. Pytanie tylko co na to moje uszate panie.
Tymczasem jesteśmy jeszcze między strzyżami i musimy poczekać jeszcze
kilka tygodni, aż cokolwiek uda się sprząść z nowej wełny.
16 sierpnia 2012
Panorama Kultur czyli o tym jak to trafiłam do skansenu
zdjęcia kradzone z szymbark.info |
O mało co nie zapomniałam napisać o tym co przytrafiło mi się jeszcze w lipcu. Jakoś tak się wszystko zagmatwało, że ledwo wróciłam z susłowej inwentaryzacji w Kamieniu Śląskim, a już siedziałam przy kołowrotku w Skansenie Wsi Pogórzańskiej w Szymbarku jako okaz odtwarzania ginącego zawodu ;) W czasie imprezy sprzędłam część z wełny z poprzedniego postu.
Co prawda nie jestem prządka tradycyjna wyuczoną przez inne starsze prządki tylko prządką internetową do tego z kołowrotkiem innym niż te nasze, ale i tak byłam atrakcją. Chociaż udało mi się mieć pogórzański, pożyczany z gorlickiego zespołu Pogórzanie, z wyjątkiem fartuszka, mniej naszego, bo haftowanego richelieu :)
Dawniej Pogórzanie zajmowali się głównie lnem. Teraz len jest już praktycznie nie uprawiany w moich stronach, ale ślady dawnego zajęcia ludzi pozostały nawet w nazewnictwie niektórych miejscowości.
Dziadek wspominał mi o czasach II wojny światowej, kiedy to przy domach uprawiano i obrabiano len, bo nie można było kupić ubrań. Z jego wspomnień nie dało się odsiać nic na temat przetwarzania wełny. Praktycznie wszystkie sprzęty, które pamięta służyły do obróbki lnu, a nie wełny. To może wynikać z tego, że ludzie byli tu trochę podzieleni. Mieszkający niżej Pogórzanie mieli len, a żyjący bardziej na południe w Beskidzie Niskim Łemkowie hodowli owce. U nas przędzenie wełny było rzadziej spotykane, częściej ludzie wspominają moczącego się lnu. Do przygotowywania przędzy używano tak zwanej prządki czyli urządzenia podobnego do wrzeciona, ale bardziej usprawnionego, dopiero dwojenie nici odbywało się za pomocą kołowrotka.
szymbark.info |
10 sierpnia 2012
Wełna z Górki Sokolskiej
Wyszło tego ostatnio 300 gram. Jest to tylko część z wełny, z którą zmagałam się prawie od roku, bo
ciągle nie wystarczało czasu. Najbardziej męczyło mnie w niej
przeczesywanie na psich szczotkach.
Wełna została sprzędziona ze strzyży, którą dostałam od ciotki posiadającą już od wielu lat owczarnię na Górce Sokolskiej.
Przędzy nie skręcałam w 2 ply ponieważ taką zażyczyła sobie moja mama, a co z tego będzie dopiero się okaże.
Teraz będę już musiała wybrać się do gręplarni w Nowym Sączu, bo nie jestem w stanie przeczesać ręcznie nowej wełny z 10 owiec.
Popsuta wełna i dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum)
wełna farbowana dziurawcem |
Spodziewałam się raczej uzyskania barwy zbliżonej do żółtego lub różowego... a wyszedł zielony. Zielona barwa powstała dzięki ałunowi. Po dodaniu tlenku wapnia zieleń zrobiła się mniej intensywna (wełna od prawej strony).
Dziurawiec daje ładną czerwoną barwę olejowi, który przygotowuje się jako domowy lek. Zawsze tak ładnie wygląda w szkle.
Dziurawiec zwyczajny (Hypericum perforatum) |
wełna w naturalnym kolorze i dziurawcowa |
03 maja 2012
merynos z angorą i spółka
Mnie też naszło na kolorowe wiosenne wyzwanie na Prząśniczce.
To co z tego wyszło widać poniżej...
Kiedyś będąc w sklepie z czesankami bardzo naszukałam się ładnych, żywych kolorów. Pomijając wszelkie odcienie brązu, ciemnych zieleni, niebieskości i innych zgaszonych kolorów prawie nic nie było. Całe szczęście, że znalazła się jasno zielona czesanka z merynosa i trochę różowej. Jak to u mnie nie mogło też zabraknąć prób z angora.
W tym co ukręciłam najbardziej podobają mi się te fragmenty, w których angora nie była dokładnie wymieszana z merynosem. Wyszło jak wyszło, ale ja jestem nawet z tego zadowolona.
Niestety ciężko idzie mi się zabrać za druty, dlatego weszłam w spółkę z moją mamą. Zapowiada się na dłuższą współpracę zwłaszcza, że chyba znalazłam gręplarnie, do której będę mogła zawieźć parę worów wełny od owiec mojego wujka.
To co z tego wyszło widać poniżej...
Kiedyś będąc w sklepie z czesankami bardzo naszukałam się ładnych, żywych kolorów. Pomijając wszelkie odcienie brązu, ciemnych zieleni, niebieskości i innych zgaszonych kolorów prawie nic nie było. Całe szczęście, że znalazła się jasno zielona czesanka z merynosa i trochę różowej. Jak to u mnie nie mogło też zabraknąć prób z angora.
W tym co ukręciłam najbardziej podobają mi się te fragmenty, w których angora nie była dokładnie wymieszana z merynosem. Wyszło jak wyszło, ale ja jestem nawet z tego zadowolona.
Niestety ciężko idzie mi się zabrać za druty, dlatego weszłam w spółkę z moją mamą. Zapowiada się na dłuższą współpracę zwłaszcza, że chyba znalazłam gręplarnie, do której będę mogła zawieźć parę worów wełny od owiec mojego wujka.
01 maja 2012
Puszta
Nic tak bardzo mnie nie zachwyciło tego roku jak przestrzeń węgierskiej puszty. Ucieczka od słuchania o TMRach* na wyjazd studencki do Hortobágy było decyzja tego roku. Jak przystało na wyjazd zootechniczno rybacki było wszystko od owcy po karpia.
Niewyobrażalnie daleki horyzont był, dla nas przyzwyczajonych do pagórkowatej Małopolski, czymś zupełnie innym. Stawy rybackie nawet na nas nierybaków robiły wrażenie. Ogromne tafle wody to coś zupełnie innego niż to co widzimy na naszych Mydlnikach.
Wszędzie masa ptaków. Nie można było spojrzeć na niebo nie mając przed oczyma szalejących w powietrzu czajek, machających drobnymi skrzydełkami skowronków, czy wypatrujących czegoś w trzcinach kań. Na obsianych zbożem polach pasły się gęsi, a gdzieniegdzie widać było białe czaple.
Wiosna
na Węgrzech przyszła wcześniej niż do nas, chociaż sami Węgrzy
narzekali, że jest spóźniona o 2 tygodnie. Wszędzie cieszyły oczy
kwiaty. Przy domkach w Hortobagy kwitły bzy, tulipany, a nawet irysy. W rowach bez przerwy odzywały się żaby.
Studnie są charakterystycznym widokiem na puszcie. Przede wszystkim służą pasterzom do pojenia ogromnych (jak na polskie warunki) stad bydła, owiec i koni.
Wegrzy stworzyli u siebie projekt odtworzenia tura. Jest to jednak rzecz, która mi się niezbyt podoba. Wszystko jest dosyć sztuczne. Zwierzę, które powstało jest dosyć dziwnym, lecz efektownie wyglądając tworem mającym między innymi przodków wśród afrykańskiego bydła.
Rekonstrukcja jest jedynie fenotypowa, czyli hodowcy kierują się tylko podobieństwem do zachowanych wizerunków zwierząt i ich szczątków. Nie jest możliwa rekonstrukcja na podstawie DNA ponieważ to nie przetrwało do naszych czasów.
"Tury" pasą się w jednej z części parku razem z końmi Przewalskiego.
Szare bydło węgierskie to naturalne kosiarki pozwalające utrzymać charakterystyczną roślinność puszty.
Bydło w Parku jest wypasane w stadach liczących około 200 sztuk, bo tyle przypada na jednego pasterza. Wszędzie widać także psy, te cały czas mają na oku stado i rozdzielają bydło podczas sprzeczek.
Ze względu na bezpieczeństwo zwierząt mogliśmy zobaczyć tylko grupę pięcioletnich opasów. Pozostałe "stadka" są wypasane z dala od turystów, którzy mogliby przenieść na nie choroby.
Te piękne zwierzęta służą także do produkcji ekologiczne wołowiny oraz ozdób z rogów, które cieszą się popularnością wśród turystów.
Wiele z budynków na terenie parku jest kryte trzcinowymi dachami. Trzciny jest pod dostatkiem na każdym kroku, kosi się ją, a następnie suszy w wielkich snopach. Można nawet spotkać starsze budynki, których ściany są wykonane z trzciny pokrytej glinianym tynkiem.
W tych budynkach są hodowane owce śruborogie (racka), jest to rasa ogólnoużytkowa. Podobnie jak nasze nasze wrzosówki i calke podhalańskie są głównie przeznaczone na skóry. Wełna tych owiec jest dość szorstka, prymitywna. Te zwierzęta są po prostu dobrze przystosowane do ciężkiego klimatu panującego na puszcie gdzie ciągle wieje, jednak wilgotność powietrza jest niższa niż u nas.
Jest jeszcze jedna rasa zwierząt charakterystycznych dla Wegier. Na takich przestrzeniach nie mogłoby zabraknąć koni. Węgrzy hodują piękne noniusy, jest to rasa wywodzącą się od francuskiego ogiera Noniusza.
Hodowane są pod siodło i do zaprzęgów. W Parku są wykorzystywane do ciągnięcia wozów z turystami. Pięknie prezentują się w czasie pokazów poczty węgierskiej.
Zapomniałabym jeszcze o hodowanej przez Węgrów ich rasie bawołów. Kiedyś były wykorzystywane do prac polowych. Chociaż wyglądają na ociężałe zwierzęta są dosyć szybkie i mocne, podobno w ucieczce mają nawet przewagę nad końmi. Ze względu na trudności w zapanowaniu nad nimi konieczne jest grodzenie tych zwierząt pastuchem elektrycznym aby nie sprawiały problemów.
_______________________________________________________________________________
*dla ludzi "normalnych" TMR w wielkim skrócie to wymieszane pasze dla krów mlecznych
Niewyobrażalnie daleki horyzont był, dla nas przyzwyczajonych do pagórkowatej Małopolski, czymś zupełnie innym. Stawy rybackie nawet na nas nierybaków robiły wrażenie. Ogromne tafle wody to coś zupełnie innego niż to co widzimy na naszych Mydlnikach.
Wszędzie masa ptaków. Nie można było spojrzeć na niebo nie mając przed oczyma szalejących w powietrzu czajek, machających drobnymi skrzydełkami skowronków, czy wypatrujących czegoś w trzcinach kań. Na obsianych zbożem polach pasły się gęsi, a gdzieniegdzie widać było białe czaple.
Studnie są charakterystycznym widokiem na puszcie. Przede wszystkim służą pasterzom do pojenia ogromnych (jak na polskie warunki) stad bydła, owiec i koni.
Wegrzy stworzyli u siebie projekt odtworzenia tura. Jest to jednak rzecz, która mi się niezbyt podoba. Wszystko jest dosyć sztuczne. Zwierzę, które powstało jest dosyć dziwnym, lecz efektownie wyglądając tworem mającym między innymi przodków wśród afrykańskiego bydła.
Rekonstrukcja jest jedynie fenotypowa, czyli hodowcy kierują się tylko podobieństwem do zachowanych wizerunków zwierząt i ich szczątków. Nie jest możliwa rekonstrukcja na podstawie DNA ponieważ to nie przetrwało do naszych czasów.
"Tury" pasą się w jednej z części parku razem z końmi Przewalskiego.
Szare bydło węgierskie to naturalne kosiarki pozwalające utrzymać charakterystyczną roślinność puszty.
Bydło w Parku jest wypasane w stadach liczących około 200 sztuk, bo tyle przypada na jednego pasterza. Wszędzie widać także psy, te cały czas mają na oku stado i rozdzielają bydło podczas sprzeczek.
Ze względu na bezpieczeństwo zwierząt mogliśmy zobaczyć tylko grupę pięcioletnich opasów. Pozostałe "stadka" są wypasane z dala od turystów, którzy mogliby przenieść na nie choroby.
Te piękne zwierzęta służą także do produkcji ekologiczne wołowiny oraz ozdób z rogów, które cieszą się popularnością wśród turystów.
Wiele z budynków na terenie parku jest kryte trzcinowymi dachami. Trzciny jest pod dostatkiem na każdym kroku, kosi się ją, a następnie suszy w wielkich snopach. Można nawet spotkać starsze budynki, których ściany są wykonane z trzciny pokrytej glinianym tynkiem.
W tych budynkach są hodowane owce śruborogie (racka), jest to rasa ogólnoużytkowa. Podobnie jak nasze nasze wrzosówki i calke podhalańskie są głównie przeznaczone na skóry. Wełna tych owiec jest dość szorstka, prymitywna. Te zwierzęta są po prostu dobrze przystosowane do ciężkiego klimatu panującego na puszcie gdzie ciągle wieje, jednak wilgotność powietrza jest niższa niż u nas.
Jest jeszcze jedna rasa zwierząt charakterystycznych dla Wegier. Na takich przestrzeniach nie mogłoby zabraknąć koni. Węgrzy hodują piękne noniusy, jest to rasa wywodzącą się od francuskiego ogiera Noniusza.
Hodowane są pod siodło i do zaprzęgów. W Parku są wykorzystywane do ciągnięcia wozów z turystami. Pięknie prezentują się w czasie pokazów poczty węgierskiej.
Wszystkie kare i skarogniade. U tej rasy widoczny jest także garbonosy profil głowy.
Zapomniałabym jeszcze o hodowanej przez Węgrów ich rasie bawołów. Kiedyś były wykorzystywane do prac polowych. Chociaż wyglądają na ociężałe zwierzęta są dosyć szybkie i mocne, podobno w ucieczce mają nawet przewagę nad końmi. Ze względu na trudności w zapanowaniu nad nimi konieczne jest grodzenie tych zwierząt pastuchem elektrycznym aby nie sprawiały problemów.
_______________________________________________________________________________
*dla ludzi "normalnych" TMR w wielkim skrócie to wymieszane pasze dla krów mlecznych
23 kwietnia 2012
Susłologia
Nie samą wełną i królikami żyje człowiek...
W tym roku udało mi się uczestniczyć w wiosennym susłoliczeniu na Dolnym Śląsku jak zwykłe w świetnym towarzystwie. Susły były wypuszczane przez PTOP Salamandra przez kilka kolejnych sezonów. Co widać poniżej utrzymują się na terenach reintrodukcji.
Niestety wiosna to nie lato... zmarzłam obrzydliwie. Kilka do kilkunastu stopni powyżej zera to jednak mało na susłowe wypady. Susły nie przejmowały się niezbyt wysokimi temperaturami i żerowały na roślinach znajdujących się przy ich norach.
W tym roku udało mi się uczestniczyć w wiosennym susłoliczeniu na Dolnym Śląsku jak zwykłe w świetnym towarzystwie. Susły były wypuszczane przez PTOP Salamandra przez kilka kolejnych sezonów. Co widać poniżej utrzymują się na terenach reintrodukcji.
Niestety wiosna to nie lato... zmarzłam obrzydliwie. Kilka do kilkunastu stopni powyżej zera to jednak mało na susłowe wypady. Susły nie przejmowały się niezbyt wysokimi temperaturami i żerowały na roślinach znajdujących się przy ich norach.
Za to my mogliśmy cieszyć oczy ich aktywnością. Zobaczenie z bliska tych wielkich oczu jest niesamowite. Mimo podjadania suseł ciągle obserwuje człowieka, który jest w niego wpatrzony. Mam nadzieje, na więcej takich susłowych spotkań.
W Budapeszcie pachnie bzem
W tym roku wyprzedziłam naszą wiosnę. Zanim na dobre rozszaleje się u nas wiosna udało mi się jeszcze cieszyć nią na Węgrzech. Tam klomby i drzewa są zapypane kwiatami. Nawet irysy rozchylają pąki, a w czasie spaceru na góre zamkową w Budzie pachnie bzem.
Od takiej wiosny żal było uciekać do Polski, ale jeszcze trochę i u nas wszystko będzie tak rozkwitnięte.
05 marca 2012
Dawno nie pisałam, ale to przez
okropne zimowe rozleniwienie. Zima jakoś tak zleciała mi bardzo
szybko, a to za sprawą spędzania ogromnych ilości czasu na
poprawkach tekstu pracy w ciepłym pokoju zamiast na przemrażaniu
się na zewnątrz. W końcu przestałam orientować się jaki jest
dzień tygodnia, ale nie tęskniłam za odmierzaniem czasu. Miałam
co robić i czym się bawić. Jeszcze w styczniu dotarła do mnie
przesyłka z kupionym kołowrotkiem. Zanim przyszło mi zmierzyć się
z jego rozgryzieniem minęło trochę czasu.
Nowy nabytek był w dosyć dobrym
stanie wizualnym, ale wymagał niewielkich napraw oraz usprawnień.
Mój zakup ma 30 lat, więc nie jest źle.Widać też, że kołowrotek posmakował jakiemuś szczeniakowi, ale mniejsza o to ;)
Na początek należało zająć się
sklejeniem niewielkiego pęknięcia. Przyszła też pora na mocowanie
pedała do napędu, nie wygląda szczególnie dobrze, ale działa ;)
Na razie kołowrotek chodzi na sznurówce, chociaż to rozwiązanie
tymczasowe do pierwszych prób.
Oczywiście rozpoczęłam z angorą, na zdjęciu powyżej czarna angora na mniej puchato. U tej odmiany barwnej wychodzą bardzo ciekawe cieniowania. Wierzchołki włosów są ciemniejsze niż ich część przy skórze.
To jak się przędzie zależy w dużym stopniu od długości wełny i tego jak była pozyskana. Próbowałam już strzyc, skubać i wyczesywać, ale o tym innym razem. Najlepiej przędzie się wełna skubana, jednak chcąc nie chcąc ma się też wełnę czesaną. Nie obejdzie się też bez strzyżenia minimum 2 razy w roku.
Wrzeciono zostaje mi na czas zajęcia rąk kiedy jestem daleko od domu.
12 stycznia 2012
Praca inżynierska już prawie skoczna, została już tylko kosmetyka i można byłoby iść na egzamin... Tak można byłoby, ale się nie opłaca. Wszyscy stypendyści, z resztą ja też, będą czekać do lutego, aby nie przepadły nam pieniądze, które powinna nam wypłacić uczelnia jako stypendium. Trochę to głupie, ale każde pieniądze liczą się dla nas. Raczej nikt nie chce stracić tego co wypracował rok wcześniej przez naukę, więc czekamy...
02 stycznia 2012
2011 podsumowanie
Po krótkim zastanowieniu mój rok był jak w chińskim kalendarzu rokiem królika, co mieli okazję obserwować wszyscy w moim otoczeniu. To króliki nakręcały większość tego co działo się i w czym miałam okazję uczestniczyć. Dzięki nim poznałam wielu ciekawych ludzi. Zobaczyłam też ciekawe miejsca związane z nimi. Przez 3 tygodnie uczestniczyłam także w pracy dużej jak na polskie warunki fermy królików w Instytutu Zootechniki w Chorzelowie i wyniosłam z tego bardzo dużo ciekawych przemyśleń.
Najważniejsze z tego wszystkiego jest jednak to iż króliki zmobilizowały mnie do nauki przędzenia, co najbardziej mnie cieszy.
Najważniejsze z tego wszystkiego jest jednak to iż króliki zmobilizowały mnie do nauki przędzenia, co najbardziej mnie cieszy.
angorowe motki
W ubiegłym tygodniu wyczesałam moje domowe włóknodaje i przerobiłam na wrzecionie. Efekty są widoczne poniżej.
Co prawda nie jest to jeszcze szczyt ideału, ale zawsze coś:) Ciągle zmagam się z opanowaniem wrzeciona jak należy, a to idzie jak widać... różnie. Angora wyszła niesamowicie delikatna, ale mało praktyczna, bo zbyt delikatna. Najrozsądniej będzie wymieszać ją z czymś co doda jej trwałości. Muszę też pomyśleć chyba nad czymś innym niż wrzeciono Kromskich, bo jego ciężar utrudnia pracę z delikatną angorą.
Co prawda nie jest to jeszcze szczyt ideału, ale zawsze coś:) Ciągle zmagam się z opanowaniem wrzeciona jak należy, a to idzie jak widać... różnie. Angora wyszła niesamowicie delikatna, ale mało praktyczna, bo zbyt delikatna. Najrozsądniej będzie wymieszać ją z czymś co doda jej trwałości. Muszę też pomyśleć chyba nad czymś innym niż wrzeciono Kromskich, bo jego ciężar utrudnia pracę z delikatną angorą.
Subskrybuj:
Posty (Atom)