Dawno nie pisałam, ale to przez
okropne zimowe rozleniwienie. Zima jakoś tak zleciała mi bardzo
szybko, a to za sprawą spędzania ogromnych ilości czasu na
poprawkach tekstu pracy w ciepłym pokoju zamiast na przemrażaniu
się na zewnątrz. W końcu przestałam orientować się jaki jest
dzień tygodnia, ale nie tęskniłam za odmierzaniem czasu. Miałam
co robić i czym się bawić. Jeszcze w styczniu dotarła do mnie
przesyłka z kupionym kołowrotkiem. Zanim przyszło mi zmierzyć się
z jego rozgryzieniem minęło trochę czasu.
Nowy nabytek był w dosyć dobrym
stanie wizualnym, ale wymagał niewielkich napraw oraz usprawnień.
Mój zakup ma 30 lat, więc nie jest źle.Widać też, że kołowrotek posmakował jakiemuś szczeniakowi, ale mniejsza o to ;)
Na początek należało zająć się
sklejeniem niewielkiego pęknięcia. Przyszła też pora na mocowanie
pedała do napędu, nie wygląda szczególnie dobrze, ale działa ;)
Na razie kołowrotek chodzi na sznurówce, chociaż to rozwiązanie
tymczasowe do pierwszych prób.
Oczywiście rozpoczęłam z angorą, na zdjęciu powyżej czarna angora na mniej puchato. U tej odmiany barwnej wychodzą bardzo ciekawe cieniowania. Wierzchołki włosów są ciemniejsze niż ich część przy skórze.
To jak się przędzie zależy w dużym stopniu od długości wełny i tego jak była pozyskana. Próbowałam już strzyc, skubać i wyczesywać, ale o tym innym razem. Najlepiej przędzie się wełna skubana, jednak chcąc nie chcąc ma się też wełnę czesaną. Nie obejdzie się też bez strzyżenia minimum 2 razy w roku.
Wrzeciono zostaje mi na czas zajęcia rąk kiedy jestem daleko od domu.
piękny kołowrotek a nitka też, życzę wiele radości z nowego nabytku :))
OdpowiedzUsuńDziękuje :) musze pokombinować, ale powinno wyjść coś z tego. Jeszcze rok temu nie wiedziałam, zę wciągnie mnie coś takiego ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję nabytku!
OdpowiedzUsuń